Od czego się zaczęło …? Niby proste a jednak problem Jak to było: książka – album ze starymi oldtimerami, niechęć do plastików, wczytywanie się w sailforum (portal żeglarski) i allegro … Chyba wszystko naraz. Nic tylko suma przypadków.

Z kolegą Jurkiem pływamy ze sobą w różnych konstelacjach towarzyskich od wielu lat. Opływaliśmy cały katalog jachtów od omegi po nash’a i venus. Były rejsy i regaty nawet czasami z sukcesami. Najwięcej Sportiną 595 (II miejsce Mistrzostw Polski Jachtów Kabinowych w swojej klasie i III w ogólnej) oraz na koniec Kurierem 820. Pływaliśmy najczęściej z córkami i ich koleżankami. Dziewczyny dorastały na jachcie. Od pewnego czasu szukaliśmy czegoś nowego. Zaczęły dusić nas plastikowe jachty, których na Mazurach jest coraz więcej. Kurier rósł w coraz to nowe elementy drewniane, żeby nabrać innego wymiaru – „duszy”. Dla nas to chyba znaczyło, że musi być dużo drewna, jak najwięcej a czasami to nawet aż za dużo – tak trochę momentami bez sensu. Najpierw bukszpryt, później drewniane listwy odbojowe. Kurier robił się coraz bardziej drewniany. Jak bukszpryt to pojawił się forsztag i nowe żagle – kliwer i latacz- każdy dobrany z innych jachtów. Ciągle to było jednak za mało. Pewnego dnia Jurek powiedział: – szukaj czegoś nowego!  No i zacząłem szperać na portalach internetowych możliwości zakupu „czegoś nowego” -ciekawszego. No i znalazłem – motorówka ze stali 10 metrów długości, sama skorupa, brak zabudowy. Zaczęliśmy dyskutować z oferentem… ale … motorówka. Tak jakoś dziwnie. Coś nam w tym nie pasowało. Nie przepadam za motorówkami. Nie lubię zapachu spalin.

I nagle w kwietniu 2008 roku wertując www.sailforum.pl zwróciła moją uwagę informacja o sprzedaży na allegro wraku jachtu morskiego z lat 1920 – 1940.

Cena zakupu oraz ewentualnego remontu przekraczała na ten czas moje możliwości finansowe, więc „wrobiłem” w zainwestowanie mojego kolegę. Stałem się tylko „moralnym udziałowcem” – co mi zresztą bardzo odpowiadało i odpowiada do dzisiaj. Pływam kiedy chcę i mogę się puszyć przy innych.

No i się zaczęło….

A w tym samym czasie (….) mój szwagier widząc, że mamy szalony zapał do ciągłego ulepszania Kuriera, pracując w firmie handlującej książkami anglojęzycznymi trafił na książkę (album) ze starymi jachtami. Dał mi prezencie, nie pamiętam czy na urodziny czy też na imieniny, nie ważne i tak szybko ją straciłem. Stała się wspólną własnością. Okazała się kuźnią wiedzy, gdy na Berze rozpoczął się remont.                   Po ściągnięciu jachtu w maju 2008 roku zaczęliśmy od jego dokładnego remanentu oraz próby „przypisania mu” jego historii.                      

                                                       

                  

Jacht do Polski trafił z Niemiec. Właściciel sprzedał go na aukcji internetowej www.ebay.de  Polakowi z okolic Włocławka. Gdyby nie został przez nas wyremontowany miał stać się elementem wystroju kawiarni. Nie udało się nam skontaktować z właścicielem z Niemiec. Sprawdziliśmy całe jego wnętrze i nigdzie nie znaleźliśmy numeru produkcyjnego. Jedynie na anodach przyczepionych do płetwy sterowej znaleźliśmy nazwę BERA 2. Po tej nazwie nigdzie już nie dotarliśmy. Brak danych. Nie ma nazwy BERA 2 na liście wyprodukowanych jachtów w internetowej bazie stoczni Abeking & Rassmusen ani też w innych nam znanych z tamtych lat. Później okazało się, że Bera to nazwa firmy produkującej anody. Nazwa jachtu Bera już jednak pozostała. Zawsze to lepiej niż Hindenburg – tak go nazywaliśmy roboczo podczas remontu.  Prawdopodobnie wybudowano go w latach 1930 – 1937. Tak twierdził (przy sprzedaży) jego właściciel z Niemiec. Żagle są wyprodukowane przez niemiecką firmę F Schulz z Kiel. Ich numer rejestracyjny G- 39. Kontakt osobisty i listowny nie pozwolił ustalić nam jednak nazwy jachtu. Prawdopodobnie pochodziły od innego jachtu.

Dane techniczne i stan w chwili zakupu

  • Długość                              12 m
  • Szerokość                            3 m
  • Zanurzenie                    1,70 m
  • Wysokość w kabinie     1,80 m
  • Ożeglowanie typu Jol  – grot 31 m2,bezan 20 m2, fok 19 m2
  • Bukszpryt                             3 m  (2 metry poza obrys jachtu).
  • Balast stały około 3 tony. Zamocowany do kadłuba przerdzewiałymi śrubami.
  • Maszt drewniany klejony z dwóch części. Odcięty na długości podczas transportu z Niemiec do Polski. Odcięte części wynoszą 13,5 i 2,5 metra. Odnosimy wrażenie, że nie jest od tego jachtu.
  • Bezanmaszt drewniany o długości 10, 60 metra.
  • Bom drewniany do bezanmasztu 4,50 metra.
  • Brak bomu do masztu.
  • Kadłub z listew mahoniowych, uzupełnionych przez poprzednich właścicieli plankami z drewna iglastego. Widoczne szczeliny pomiędzy plankami około 2 – 3 mm.
  • Pokład pokryty laminatem. Wykonanie dobre.
  • Listwy odbojowe i inne elementy drewniane zewnętrzne wykonane z daglezji, modrzewia lub jodły kanadyjskiej.
  • Płetwa sterowa, metalowa (rdzewna) rama wypełniona laminatem.
  • Zestaw trzonowy (stewa przednia, kil i stewa tylna) zbutwiałe. Konieczność wymiany.
  • Wnętrze: wręgi w części rufowej nadpalone, ślady pozostawione prawdopodobnie przez pożar, szafki wykonane z mahoniu, stan zły, dużo ubytków, brak możliwości odrestaurowania, wnętrze zostanie wykonane w odwzorowaniu do wzorca oryginalnego.

Nawiązanie kontaktu z inspektorem PRS, który po pierwszym obejrzeniu jachtu (wraku) stwierdził, że z całości wziąłby tylko balast a resztę spalił lub z drewnianego kształtu zrobić formę i wylać laminatem.

Ustalono check listę czynności do wykonania:

  • Zakup silnika Nani 21 KM
  • Usunięcie całości zabudowy wewnętrznej i zewnętrznej
  • Prace nad odtworzeniem wnętrza w oryginalnym stylu
  • Zmiana zabudowy wewnętrznej: przesunięcie części dziobowej o 60 cm w kierunku rufy, wbudowanie kabiny toalety.
  • Czyszczenie poszycia kadłuba.
  • Wymiana całego zestawu trzonowego.
  • Szlifowanie i sztukowanie modrzewiem kadłuba.
  • Wymiana kila – dąb.
  • Wymian stewy przedniej i tylniej – merban.
  • Naprawa balastu, wymiana śrub na nierdzewne.
  • Łączenie balastu z kadłubem za pomocą śrub i sikaflex-u.
  • Czyszczenie elementów drewnianych pokładu. Sporą część elementów oryginalnych udało się uratować uzupełniając ubytki drewnem egzotycznym. Przygotowane do lakierowania.
  • Czyszczenie i lutowanie ubytków oryginalnej wanny kokpitu wykonanej z blachy miedzianej.
  • Wykonanie od podstaw (sapella) suw klapy i sztorc klapy.
  • Maszty i bom przeszlifowanie i polakierowane.
  • Montaż kabiny WC.
  • Montaż stanowiska nawigatora.

Jako „moralny udziałowiec”, a dokładniej sprawca bólu finansowego mojego kolegi starałem się regularnie nadzorować i mobilizować go do pracy. Dziwiło mnie, ale znosił to z dużą cierpliwością. Szybko przeszedłem etap od niewiary – co z tego wyjdzie aż do zachwytu – jak wyszło. Zdarzało nam się pokłócić o szczegóły i poważniejsze rozwiązania. Pamiętam, że zmuszałem go do polakierowania podsufitki modrzewiowej, która została odzyskana po usunięciu białej farby w naturalnym kolorze drewna. Jurek uparł się, że tak zostanie. Trudno to przyznać, ale miał rajcę. Surowy kolor drewna w kontraście do zabudowy w sapelli i wkomponowanych starych ponad siedemdziesięcioletnich elementów mahoniowych nadaje wnętrzu specyficzny klimat. Każdy mój sobotni (zazwyczaj) przyjazd do Bery to był następny etap zakończonych prac tj. zamontowana stępka, nowa stewa, o … jest już płetwa sterowa, przyjechał silnik – nie za mała moc!

W dniu 13 sierpnia 2010 roku nastąpiła chwila, na którą czekaliśmy od ponad dwóch lat. Bera została wyslipowana w Mikołajkach.Przez prawie trzy dni trwało jej przygotowanie do pierwszego rejsu. Stres, ciężka praca fizyczna, upał i na koniec nagroda – dwie godziny pływania. Póżniej chwila sławy. Jedna z atrakcji Mazur w tym czasie. Zdjęcia, ciągłe wycieczki turystów a nawet wywiady i reportaże TVN24, TVP Polonia. My zajęliśmy część południową Mazur od śluzy w Guziance do mostu – kładki w Mikołajkach a podobny oldtimer Mahagoni (www.mahagoni.pl) od Rynu do mostu kolejowego w Mikołajkach. Mieliśmy jednak świadomość, że nasz pobyt na Mazurach jest jednak tylko chwilowy. Jej zanurzenie oraz brak możliwości położenia masztów bardzo ograniczał zakres poruszania się.

Na Mazurach Bera pływała jeszcze do 2011 roku. Był to czas testowania, nauki, prób z nowym osprzętem i sprawdzenia się w regatach. Wystarowaliśmy w Mistrzostwach Mazurskiego Klubu Żeglarskiego w Mikołajkach zajmując II miejsce.

W sierpniu 2011 roku jacht został przetransportowany do Jachtklubu Stoczni Gdańskiej w Górkach Zachodnich. Rozpoczął się następny etap naszej przygody. Najpierw przez pierwszy sezon rejsy krótkie po Zatoce Gdańskiej – Puck, Gdynia, Gdańsk, Hel, Sopot –  następnie Gotlandia (Visby) a w 2014 roku roku zaliczone poznawanie naszego wybrzeża – Władysławowo, Łeba itp. W 2015 roku odbyliśmy ponad dwutygodniowy rejs do Sztokholmu i następnie po szkierach, gdzie za przewodnika mieliśmy Jurka Sychuta i zakochanego w Szwecji Arka Stobierskiego.

Efektem pływania i testowania jachtu było pozbycie się w 2013 roku bezanmasztu i powrót do niego w 2014 roku ale ze zmnieszoną długością do 6 metrów oraz zakup, oprócz sprzętu wymaganego przepisami, profesjonalnego systemu nawigacji i odbiornia/nadajnika AIS, który zwiększa bezpieczeństwo żeglowania. System ais pozwala dodatkowo na śledzenie naszych rejsów za pośrednictwem strony internetowej www.marinetraffic.com.pl.

Nie jest to jednak koniec tej historii. „Kolega od żeglowania” w ramach zemsty „wrobił” mnie w zakup jachtu – oldtimera z 1960, którego cena zakupu oraz ewentualnego remontu nie przekraczała już moich możliwości finansowych, z przeznaczeniem na Wielkie Jeziora Mazurskie. On za to stał się jego „moralnym udziałowcem”. I chyba jemu też z tym dobrze…   ciągle goni mnie do roboty. Mówi, że chciałby w końcu zobaczyć go na kei w Mikołajkach.

O tym jednak kiedy indziej…

Zbyszek